Biegi
Rozmowa z Pawłem Rychlickim
Chory na sport
(Fot. Jan Gacek)
Ma pan za sobą bogatą karierę zawodową. Co skłoniło pana, żeby wziąć udział w zawodach amatorskich w Lesznie?
Uprawiałem kolarstwo zawodowo kilkanaście lat temu. Przez minione dwa lata praktycznie nic nie robiłem. Dopiero na przełomie stycznia i lutego wróciłem do jazdy na rowerze. Jeżdżę sobie delikatnie dla przyjemności. W sobotę dowiedziałem się o zawodach w Lesznie i szybko podjąłem decyzję, że w nich wystąpię
Trudno jest panu rozstać się z rowerem?
Zajmowałem się tym profesjonalnie przez szesnaście lat. Moje zaangażowanie w sport jest nawet trochę chorobliwe. Nie potrafię siedzieć bezczynnie. Na co dzień chodzę na basen lub biegam. Wróciłem też do rekreacyjnej jazdy na rowerze.
Jak przebiegała rywalizacja na trasie?
Od startu wiele się działo. Było sporo ataków i mocnych skoków. Wiatr był dosyć rantowy, ale nikt tego nie wykorzystywał. Około 10 kilometrów przed metą czuło się już jednak znacznie mniejsze podmuchy. 500 metrów przed metą doszło do dużej kraksy. Kilku zawodników dość niepotrzebnie się szczepiło. Na finiszu obawiałem się, że ktoś siedzi mi na kole, ale okazało się zakończyłem wyścig z dość bezpieczną przewagą.
Jaki wpływ na rywalizację miały warunki pogodowe?
Warunki w których ścigaliśmy się w niedzielę były dalekie od optymalnych, ale jeśli ktoś uprawia kolarstwo to musi liczyć się z tym, że aura płata figle. Szczególnie tej wiosny kolarze musieli znosić wiele niedogodności. Pogoda nie ma jednak specjalnego znaczenia, kiedy bierze się udział w wyścigu z wieloma rywalami. Wtedy człowiek koncentruje się na tym, żeby wygrać.
Leszczyński Maraton Rowerowy jest imprezą, którą poleciłby pan innym kolarzom?
Tak, trasa była dobrze zabezpieczona. Jestem zaskoczony, że tyle osób wzięło udział w tej imprezie. Świadczy to o sporym zainteresowaniu tą dyscypliną.
Rozmawiał: Jan Gacek