Motoryzacja: Samochody
Pierwszy Polak na mecie Le Mans
Giermaziak ukończył morderczy wyścig
(Fot. FB Kuba Giermaziak)
24 godziny jazdy w różnych warunkach pogodowych, niebywałe zmęczenie kierowców i najtrudniejszy z możliwych test dla samochodów. To właśnie sprawie, że wyścig Le Mans od 1923 roku rozpala emocje fanów motoryzacji. Tegoroczny start na torze Circuit de la Sarthe był szczególny, bowiem po raz pierwszy do mety dojechał Polak.
Kuba Giermaziak, wicemistrz serii Porsche Supercup znalazł się w składzie ekipy JMW Motorsport, którą oprócz wychowanka Automobilklubu Leszczyńskiego tworzyli także saudyjski książę Abdulaziz al-Faisal oraz Amerykanin Michael Avenatti. Zespół JMW startował w klasie GTE am, czyli teoretycznie najsłabszej, amatorskiej grupie. Ci, którzy śledzą rywalizację w Le Mans wiedzą doskonale, że od lat w tym wyścigu dominują samochody prototypowe. Nie inaczej było w rym roku. Zdecydowanie najszybsze okazały się dwa porsche 919 hybryda. W zwycięskich ekipach za kierownicami zasiadali doskonale znani z Formuły 1 Nico Hulkenberg i Mark Webber. Trzecie miejsce wywalczyła drużyna audi R18.
Zespół z Giermaziakiem w składzie radził sobie bardzo dobrze. Zmieniający się co około 3 godziny kierowcy utrzymywali dobre tempo, stosunkowo rzadko musieli zjeżdżać do pit stopu, choć nie uniknęli też problemów. Podczas jednej ze zmian Abdulaziza al-Faisala ferrari 458 Italia stanęło w ogniu i ekipa JMW zmuszona została do przeprowadzenia drobiazgowej kontroli wszystkich podzespołów.
„Jestem niewiarygodnie szczęśliwy z osiągnięcia mety w tym legendarnym wyścigu! To była niezwykła walka, podczas której za kierownicą spędziłem aż 10 godzin.”
Ostatecznie drużyna, w dużej mierze dzięki świetnej postawie Kuby odrobiła stratę i po 24 godzinach, przejechaniu 320 okrążeń ze średnią prędkością 205km/h finiszowała na siódmym miejscu w grupie samochodów GTE am. W ten sposób Kuba Giermaziak został pierwszym Polakiem, który ukończył najsłynniejszy wyścig świata. Wszystko wskazuje na to, że za rok także pojawi się na torze Circuit de la Sarthe.
- Jestem niewiarygodnie szczęśliwy z osiągnięcia mety w tym legendarnym wyścigu! To była niezwykła walka, podczas której za kierownicą spędziłem aż 10 godzin. Choć w trakcie całego wyścigu zdołałem się przespać tylko nieco ponad godzinę, to jednak w tej chwili nie ma to znaczenia. Prezentowaliśmy mocne tempo i gdyby nie dwie przygody z autem, moglibyśmy spokojnie być w czołowej piątce. Nasz samochód spisywał się naprawdę dobrze i praktycznie wszystko poszło zgodnie z planem. Chciałbym ogromnie podziękować moim sponsorom – Bankowi Zachodniemu WBK oraz PKN ORLEN, gdyż bez nich ten start byłby niemożliwy do zrealizowania, a także kibicom, których wsparcie pchało mnie do mety - podsumował kierowca z Godurowa.
Komentarze