Motoryzacja: Samochody
Rozmowa z kierowcą rajdowym Piotrem Rudzkim
Herbi dojechał do mety






- Ogłosiłeś w mediach społecznościowych zakończenie kariery. Czym jest spowodowana twoja decyzja?
- Byłem w tym sporcie dlatego, że miałem grupę zaufanych ludzi, którzy mi pomagali. W minionym sezonie niestety niektórzy ludzie nie wywiązali się z danego słowa. Miałem fundusze na zaledwie 3 wyścigi. Dokończyłem sezon, ponieważ nie chciałem zawieść tych, którzy słowa dotrzymali. Niestety zakończyłem sezon na kredycie i będę z tego wychodził jeszcze rok czy dwa. Przy Lancerze (przyp. red. Mitsubishi Lancer EVO X) nie są to drobne kwoty. Samochód wymaga regularnego serwisowania, same opony kosztują ok. 7 tysięcy złotych. Aby wejść w nowy sezon, musiałbym mieć zbudowany cały budżet, plus pieniądze na wyrównanie strat z poprzedniego, a na to nie ma szans. Lancer jest już przygotowany do sprzedaży.
- To nie wyścigi, a dopinanie corocznego budżetu było dla ciebie najtrudniejsze?
- Na odcinkach zawsze można sobie poradzić. Można też zaoszczędzić na komplecie opon, noclegach. Ale jak ktoś da ci słowo, a potem go nie dotrzyma, to podcina skrzydła, odcina tlen. Przez te wszystkie lata często było tak, że wyrzucali mnie drzwiami, a wchodziłem oknem. Walczyłem, żeby wystartować. Najgorsze było to, że ktoś powiedział, że się zastanowi nad moją propozycją, a potem nie odbierał telefonu. Nie potrafię sobie tego wyobrazić w swoim biznesie, że dzwoni kursant, a ja od niego połączenia nie odbieram...
- Masz na koncie 3 tytuły Mistrzostw Polski w RSMP oraz dwa wicemistrzostwa w GSMP. Z perspektywy czasu jak oceniasz przebranżowienie się z rajdów na górskie wyścigi?
- W rajdach zdobyłem już wszystko co mogłem. Rajdy były pięć razy droższe niż wyścigi, więc wielkich dylematów nie było. Aby zostać w rajdach musiałbym iść w dużo droższe auto. Nie ma tańszej dyscypliny niż wyścigi. Jednak z mojego mentalnego punktu widzenia zawsze bliższe będą mi rajdy. Dla mnie kierowca rajdowy zawsze będzie wyżej, niż kierowca wyścigowy. Rajdy są też dużo, dużo trudniejsze.
- Co zmieniło się w twojej ocenie na przestrzeni tych 20 lat w motorsporcie?
- To jest zupełnie inny świat. W 2000 roku potrafiłem z Leszna Fiatem Seicento pojechać do Jeleniej Góry na oponach seryjnych, wygrać imprezę i wrócić na kołach do Leszna. Teraz trzeba mieć lawetę, 3 komplety opon i tak dalej. To jest dla mnie chore na poziomie amatorskim. Mówi się dzisiaj, że są mistrzostwa Polski najbogatszych, a nie najszybszych. Mistrzostwo zdobywa chłopak szybki, ale po jedynie dwóch latach trenowania. W rajdach wdarła nam się komercja za naprawdę duże pieniądze. Nawet jeśli ktoś ma bardzo duży talent, to sam nie jest w stanie wiele osiągnąć i szybko się w tym środowisku skończy. Ci którzy mają pieniądze, pójdą dalej. Dziś zawodnik bez licencji w ciągu roku może startować w rajdzie WRC. Ludzie mają super samochody, które poniewierają po drodze, bo nie potrafią ich ogarnąć. Zwyczajnie brakuje umiejętności.
- Młodych ludzi, swoich kursantów zniechęcasz czy zachęcasz do ścigania?
- Miałem kursantów, którzy zaznali tej przygody, nawet z sukcesami. Po roku, dwóch dochodzili do wniosku, że nie ma sensu wydawać pieniędzy. Nigdy nie będę tego odradzał, bo taką wiedzę, jaką można zdobyć na imprezach amatorskich, nie zdobędzie się na ulicy w żadnej sytuacji. Osoba, która jest "upalaczem " ulicznym na rajdzie samochodowym jest miażdżona. To potężna lekcja precyzji jazdy i pokory. Wtedy się okazuje, że nie trzeba jechać 200 km/h, żeby sobie krzywdę zrobić. Wystarczy jechać 50 km/h i źle obliczyć wejście w zakręt, żeby koło urwać.
- Napisałeś na swoim fanpage'u, że należy pójść inną drogą. Mamy rozumieć, że masz nowy pomysł na siebie?
- Nie mam jakiegoś sprecyzowanego planu. Muszę się nauczyć żyć be z ścigania. Sezon się kończył w październiku, a ja już w listopadzie myślałem o budowaniu budżetu. Na przełomie 20 lat miałem może 3-4 sezony spokojne, gdzie miałem stabilizację finansową. Większość lat to była walka o pieniądze, już nie mówiąc o sportowym planowaniu i logistyce.
- Będzie ci brakowało ścigania?
- Będzie brakowało, oczywiście! Ale z drugiej strony człowiek pozbył się balastu, tak jakby nałogu. Prościej u mnie będzie może dlatego, że odetnę się całkowicie. Przestałem jeździć i nie będę też występował w roli kibica, bo to by mnie za dużo kosztowało. Żona towarzyszyła mi każdego dnia przez te lata i też jej trochę żal, ale z drugiej strony nawet się cieszy.
- Będziesz w domu...
- W domu to może niekonieczne, bo ja jestem niespokojny duch. Żona mój, że mam jakieś adhd, ciągle gdzieś pędzę. Na pewno będzie więcej czasu dla rodziny. Teraz wymyśliłem sobie narty. Pochodzę z Krakowa, więc na nartach jeździłem od dziecka. Tylko przez ostatnie lata nie było czasu...
Komentarze
Pozdrawiam Herbi
59 000 zł
sprzedaż, Leszno
358 745 zł
sprzedaż, Leszno
24 000 zł
sprzedaż, Leszno