Rowery
Szymański: Wystarczy rower, wola walki i ciężka praca
Rowerowi Mistrzowie Świata
Leszczyńscy speedrowerowcy na Mistrzostwach Świata w Australii. (Fot. LKS Astromal Szawer Leszno)
Marcin Szymański, Michał Sassek, Mateusz Ludwiczak, trener Adam Smoła, prezes Zdzisław Gnaciński i wiceprezes Marian Michalak
Marcin Szymański: To były trzy tygodnie wspaniałej imprezy i wspaniałych osiągnięć, nie tylko moich, ale i całej reprezentacji Polski. Jestem mistrzem świata na kolejne dwa lata, powtórzyłem sukces z 2007 roku. Jestem cholernie szczęśliwy!
A ja jestem z ciebie cholernie dumny. Problem w tym, że jest to bardzo wąski, elitarny sport.
M.Sz.: To prawda, nie da się ukryć, że jest to bardzo egzotyczny sport, natomiast trzeba powiedzieć, że 16 zawodników, którzy rywalizują w finale o tym nie myśli, każdy chce każdemu dokopać. Tak więc dla mnie, dla każdego z nas jest to niesamowite wydarzenie - awans do finału, a jeszcze stanąć na najwyższym stopniu podium to coś niesamowitego, nie da się tego opisać słowami.
Leszczyniacy oczywiście wiedzą, co to jest speedrower, bo tu jest to bardzo popularna dyscyplina, ale dla tych, którzy nie wiedzą, to - najprościej opisując - taki żużel na rowerach. Czterech zawodników ściga się na torze, w dużej ciasnocie...
Adam Smoła, trener LKS: Dokładnie. Powiedziałbym nawet, że jest to sport bardziej kontaktowy od żużla. Mówi się, że podczas ciekawego wyścigu wszystkie motory można by nakryć kocem. W speedrowerze wystarczyłaby połówka koca.
Rywalizacja toczy się przez wszystkie cztery okrążenia…
M.Sz.: Najczęściej zaczyna się po trzecim okrążeniu, kiedy kwas mlekowy dochodzi do nóg zawodnikom. Trzeba też powiedzieć, że sędziowanie jest dużo trudniejsze, ponieważ zmiany przebiegają bardzo szybko.
A tam się w ogóle coś sędziuje? Czterech zawodników startuje z linii, pierwszy na mecie wygrywa. To co tu właściwie sędziować? Jakie są reguły speedrowera?
Adam Smoła: Jestem też sędzią, to może wytłumaczę. Są pewne dozwolone ataki, na przykład barkiem, ale i niedozwolone, na przykład łokciem. Trzeba też uważać na nogi, nie można przekraczać granic toru, niedozwolone jest poruszanie się po tzw. pasie bezpieczeństwa.
Nie macie dmuchanych band?
A.S.: Nie mamy, dlatego spotkanie z siatką, nie daj Boże ze słupkiem, może się skończyć połamaniem kości. Dodam jeszcze, że często sytuacje są niejednoznaczne, nie można określić sprawcy przewinienia i po trzecim okrążeniu wyścig się powtarza.
Jesteście poobijani?
Marcin Szymański: W speedrowerze, inaczej niż w żużlu, nie ma poważniejszych wypadków, jednak często mamy pozdzieraną skórę, otarcia są na porządku dziennym. Żony czy partnerki wiedzą, że trzeba uważać. (śmiech)
Nie macie kewlaru?
M.Sz.: Nie. Jest kask oczywiście, rękawiczki, długie spodnie, rękawy. Jakiekolwiek inne ochraniacze bardzo by przeszkadzały. Nie jest to kontuzyjny sport, złamania zdarzają się rzadko.
Zdzisław Gnaciński, prezes LKS: Mówi pan redaktor “mało znaczący sport”... To dyscyplina czysto amatorska, życzę wszystkim sportowcom, żeby mieli takie osiągnięcia!
Nie powiedziałem mało znaczący, tylko mało popularny. Na mistrzostwach były tylko cztery drużyny, czyli speedrower jest uprawiany w czterech krajach?
Marcin Szymański: Jest więcej krajów, ale do Australii przyjeżdżają ci zawodnicy, których na to stać. Jeżeli zawody odbywają się w Europie, uczestników jest więcej.
W Australii byli Anglicy, Walijczycy, Irlandczycy i Polacy. Bogaci jesteśmy…
Zdzisław Gnaciński: Mamy dobrych sponsorów, chociaż nasz wyjazd rodził się w bólach. Na wysokości zadania stanął wiceprezes do spraw finansowych, bardzo się nabiegał za tym. Najpierw zgłosiliśmy drużynę, później odwołaliśmy nasz start, ostatecznie pojchaliśmy dzięki prezydentowi, radnym. Dołożyła się do tego jeszcze Federacja Związków Zawodowych PKP. Dziękuję sponsorom. A wszystko robimy dla zawodników, żeby mogli trenować, także na basenie, na siłowni. Zaczynamy treningi już teraz, żeby na wiosnę były efekty.
Na wiosnę zaczyna się liga. A czy w przyszłym roku też są jakieś zawody rangi międzynarodowej?
Marcin Szymański: Mistrzostwa w różnych kategoriach odbywają się co roku. W nadchodzącym sezonie będziemy bronili tytułu klubowych mistrzów Europy, to będzie duże wyzwanie. Będą też mistrzostwa Europy w Polsce - w Toruniu i Bydgoszczy. Można je nawet porównać z mistrzostwami świata, bo przyjadą najlepsi.
A mistrzostwa świata?
M.Sz.: Za dwa lata w Anglii, będziemy bronili tytułu.
Myślę, że państwa sukcesy sprawią, że ten sport będzie coraz popularniejszy. Chyba wielkich pieniędzy do tego nie potrzeba?
M.Sz.: Wystarczy mieć rower, jest to koszt rzędu dwóch i pół tysiąca złotych. No i dużo pracy trzeba, charakteru, temperament, nie bać się bólu. Jeśli chodzi o promocję, myślę, że ten sport sam się broni, bo jest bardzo ciekawy. Większość finałowych wyścigów Australii można obejrzeć w internecie.
Zdzisław Gnaciński: Dodam, że pogoda nie gra roli, nie przeszkadza nam deszcz, śnieg, Ważna jest wola walki, zacięcie.
Zimą macie przerwę, czy jeździcie?
Marcin Szymański: Mamy teraz okres roztrenowania, zimą jeździmy na rowerze mtb, chodzimy na siłownię. Sezon zaczyna się w kwietniu, maju.
Rozmawiał Jarek Adamek