Lotnicze: Szybowce
Kawa: warunki były bardzo "nieleszczyńskie"
Mistrzowie zmęczeni, ale szczęśliwi
(Fot. Rafał Paszek)
Ostatnia, dziesiąta konkurencja mistrzostw w klasie 18-metrowej była prawdziwym dreszczowcem. Karol Staryszak, który od samego początku prowadził wraz ze swoim reprezentacyjnym kolegą Łukaszem Wójcikiem „utknął” w słabym noszeniu nad Jarocinem. Obaj stracili bardzo dużo, zajmując w locie pozycje dopiero na początku trzeciej dziesiątki. Przez chwilę komputer liczący wyniki klasyfikacji pokazywał, że Staryszak stracił złoty medal na rzecz Nowozelandczyka Johna Couttsa, ostatecznie jednak okazało się, że wyprzedził go tylko siedmioma punktami i został Mistrzem Świata.
- Chciałbym powiedzieć, że zrobiliśmy to specjalnie, żeby „podkręcić” emocje – komentuje lot Polaków Karol Staryszak – w rzeczywistości jednak polecieliśmy zbyt ostrożnie, właściwie z mojej winy bo sam hamowałem Łukasza.
W klasie 15-metrowej emocji było już mniej – Sebastian Kawa miał 300 punktów przewagi nad konkurentami i tej przewagi nie oddał do samego końca, dzięki czemu obronił tytuł Mistrza Świata zdobyty dwa lata temu w Teksasie. Pilot z Bielska-Białej przyznaje jednak, że latanie w Lesznie nie było łatwe. -Pogoda była bardzo „nieleszczyńska”; Leszno kojarzy się z dobrą termiką i cumulusami, tymczasem teraz było bardzo wilgotno, wczoraj pogoda zmieniała się co 30 kilometrów, w pewnym momencie wydawało się nam, że nie dolecimy do mety. Kawa przyznaje, że właśnie trudność w zdobyciu dodaje jego złotemu medalowi niezapomnianego smaku.
O trudnych warunkach mówi też Niemiec Michael Sommer, zwycięzca klasy otwartej. Swój trudny moment miał on podczas siódmej konkurencji, a właściwie tuż przed nią, kiedy to w holowanym po lotnisku na start szybowcu nagle zamknęło się podwozie i lot stanął pod znakiem zapytania. -Być może miał z tym coś wspólnego mój mały synek, który siedział wtedy w kabinie, ale nie będę już tego roztrząsał – mówi Sommer – ważne, że ekipie udało się w pół godziny naprawić usterkę i poleciałem.
Dyrektor mistrzostw Dariusz Cisek nie kryje, że dla niego najważniejsze jest to, że zawody przebiegły bezpiecznie. -Mieliśmy bardzo trudny moment podczas szóstej konkurencji, kiedy zawodników zaskoczyły burze – wspomina – niektórzy kierownicy drużyn domagali się przerwania konkurencji, choć regulamin nie przewiduje takiej możliwości. Cisek podkreśla, że powodzenie mistrzostw w wielkiej mierze zależało właśnie od dobrej pracy organizacyjnej, która była owocem wielomiesięcznych przygotowań. (jad)