Taniec
Natalia Piecewicz i Andrzej Suchocki wygrali w Trapezie
Gorąca samba z Wrocławia

(Fot. Rafał Paszek)
W sobotnim turnieju byliście bezkonkurencyjni. Ile pracy trzeba zaangażować w taniec, żeby odnosić takie sukcesy?
Andrzej Suchocki: Tańczymy ze sobą już ósmy rok. Mamy to szczęście, że robimy to co kochamy. Uwielbiamy tańczyć i spędzać czas w sali ćwiczeń. Ja robię to od 10 roku życia. Mogę więc powiedzieć, że taniec to moje życie. Ważne są też relacje pomiędzy partnerami, chociaż z Natalią bardzo się różnimy.
Natalia Piecewicz: Wiemy po sobie, że przeciwieństwa się przyciągają. Ja pochodzę ze Szczecina, a Andrzej z południa Polski. Ważniejsze jest jednak to, że nasze temperamenty są różne. Czasami śmiejemy się, że każde z nas idzie w dokładnie odwrotnym kierunku, ale na parkiecie nie mamy problemów ze zgraniem się.
Macie już za sobą kilka występów na turnieju tańca w Lesznie.
Natalia Piecewicz: Rzeczywiście. To jest duży turniej i cieszy się sporą popularnością wśród tancerzy w Polsce. Organizatorzy zawsze stawali tutaj na wysokości zadania i nie inaczej było tym razem. Właśnie w Lesznie rozpoczęła się moja przygoda z tańcem. W pierwszych turniejach tutaj brał udział, gdy miałam 12 lat. Podziwiałam wtedy pary tańczące w najwyższej klasie.
Andrzej Suchocki: Wracamy do domu w doskonałych humorach jak zawsze po imprezach w Lesznie. Cieszymy się tym bardziej, że wygraliśmy. Zresztą w Lesznie zawsze byliśmy wśród trzech najlepszych par.
Relacje między wami mają odbicie w tym jak tańczycie?
Andrzej Suchocki: Jeśli coś jest nie tak jak powinno, to tancerz nie może dać tego odczuć na parkiecie swojej partnerce i widzom.
Natalia Piecewicz: Czasami musimy radzić sobie, kiedy któreś z nas jest chore, albo po prostu ma gorszy dzień. Robimy co w naszej mocy, żeby to było niewidoczne na zewnątrz.
Ile czasu w ciągu dnia zajmuje wam taniec?
Natalia Piecewicz: Różnie to wygląda, ale zwykle trenujemy 5 dni w tygodniu. Takie ćwiczenia zajmują nam od dwóch do sześciu godzin dziennie. Ponadto sami jesteśmy nauczycielami tańca.
Zaprezentowaliście w Lesznie różne tańce. Czy macie swój ulubiony?
Natalia Piecewicz: Dla mnie zdecydowanie samba.
Andrzej Suchocki: To się zmienia. Są momenty w czasie sezonu, kiedy dany taniec sprawia nam wiele radości, a później okazuje się, że wolimy coś innego. Na pewno jednak zawsze naszą mocną stroną była samba. Dzięki temu, że tańczymy razem tyle czasu potrafimy też przekazać wiele emocji w rumbie.