Żużel: Wiadomości
Skórnicki: Jubileusz?
Mam pustostan w głowie
(Fot. Rafał Paszek)
Adamie, obok Damiana Balińskiego jesteś kolejnym wychowankiem Unii Leszno świętującym w tym roku dostojny jubileusz dwudziestolecia startów. Jak czujesz się w roli jubilata? Czy te dwadzieścia lat minęło, jak z bicza strzelił?
Pierwsza „piętnastka” tak, ale „dwudziestka” jakoś do mnie nie dociera. Tak, jak kobiety po ukończeniu 18 roku życia nie chwalą się wiekiem, tak ja również mam z tym problem. Nie mam pomysłu na świętowanie dwudziestolecia startów
Może jubileuszowy turniej?
Pewnie by się przydał. Piętnastolecie wypadło znakomicie. Byłoby miło zrobić „dwudziestkę”, ale mam pustostan w głowie i chyba muszą zawarczeć motocykle, żeby mnie trochę pobudzić do myślenia .
Gdy rozmawiałem o jubileuszu z Damianem Balińskim, stwierdził że szczegóły będą znane w trakcie sezonu. Rozumiem, że ty również z kluczowymi decyzjami czekasz na start sezonu?
Żużel przez ostanie lata zmierza w jakimiś dziwnym kierunku i może to nas za bardzo nie zachęca do świętowania jubileuszy. Przez lata żużel był całym moim życiem, a teraz jakoś nie mogę pozbierać myśli, skoncentrować się na organizacji jubileuszu. Sam zadaję sobie pytanie dlaczego tak jest. Odebrałem jednak dwa miłe telefony, od osób, które próbowały mnie mobilizować do myślenia o jubileuszowym turnieju. Dziękuję tym panom i może dzięki nim w najbliższym czasie troszeczkę bardziej zajmę się speedwayem.
Słyszałem już wiele sugestii docierających od kibiców, że ciekawym rozwiązaniem byłoby, gdybyście zorganizowali jubileuszowy turniej wspólnie z Damianem Balińskim. Myślałeś o tym? Jest taka możliwość?
Możliwość na pewno by była, ale Damian jest zawodnikiem, który zasługuje na swój własny jubileusz. Przejeździł 20 sezonów w jednym klubie, zostawił w Lesznie całe swoje serce i zasługuje na to, by jego jubileusz był zupełnie wyjątkowy. Nie wykluczam jednak niczego. Być może trzeba się będzie skontaktować z Damianem. Jest mi niezmiernie miło, że kibice pamiętają nasze wspólne występy i kto wie może przy okazji jakiegoś turnieju towarzyskiego, okolicznościowego znowu razem wystartujemy. Z Damianem przeżywaliśmy na torze i poza nim wspaniałe momenty. Wspieraliśmy się, ale też rywalizowaliśmy we wszystkim. Czy to grze w ping ponga, w piłkę, czy przy innych okazjach. Oczywiście wszystko w granicach rozsądku, jeśli przyjmiemy, że jakiś rozsądek wówczas mieliśmy (śmiech). Dużo działo się też podczas naszych wyścigów kartingowych, czy rowerowych. Było ciekawie ilekroć się z Ballim spotykaliśmy. Zresztą tak jest do dzisiaj. Gdy widzimy się w parkingu i dowiadujemy się, że będziemy rywalizować, to od razu robi się cieplej (śmiech). Na pewno nie miałbym nic przeciwko organizacji wspólnego turnieju z Damianem.
Dwadzieścia lat na torze, to mnóstwo czasu. Który sezon najmilej wspominasz. Czy 2008, gdy z kompletem punktów wywalczyłeś na stadionie Smoczyka tytuł mistrza Polski? A może było cos jeszcze ważniejszego?
Na pewno rok 2008 był wyjątkowy, wtedy odnosiłem swoje największe sukcesy, ale najpiękniejsze lata, to te początkowe. Jeśli ktoś oglądał biografię Ayrtona Senny to pamięta, że on na podobnie postawione pytanie odpowiedział, iż najmilej wspomina czasy gdy jeździł na kartingach. To był dla niego prawdziwy racing, a potem zaczęła się polityka. Ze mną jest podobnie.
Wracasz wspomnieniami do tamtych czasów? Wciąż chyba utrzymujesz kontakty z kolegami, w którymi zaczynałeś karierę…
To były czasy, kiedy startowały takie „agregaty”, jak Damian Baliński, Robert Mikołajczak, Robert Banaszak. Wspaniałe chwile. Żużel dawał nam wówczas mnóstwo satysfakcji. Wszędzie byliśmy razem, na torze i poza nim.
Na ile ta późniejsza rzeczywistość okazała się inna od młodzieńczych marzeń?
Nie chciałbym mówić, że cała kariera oprócz młodzieńczych lat była nie taka, jak sobie wymarzyłem. Tak nie jest. Ostanie lata trochę nie układają się tak, jak człowiek sobie wyobrażał. Ale myślę, że jeszcze parę sezonów jazdy przede mną i mam nadzieję, że zakończę karierę z uśmiechem na twarzy. Ostatnio jest jednak ciężko.
Adamie, po raz kolejny zmieniłeś klub. Zostajesz w I lidze i będziesz reprezentował barwy drużyny z Ostrowa. W poprzednim sezonie wywalczyłeś ze Startem Gniezno awans do ekstraligi. Czy był temat pozostanie w Gnieźnie?
Po wywalczeniu awansu szybko zasiadłem do rozmów z działaczami Startu i wydawało mi się, że zostanę na kolejny sezon w Gnieźnie, bardzo na to liczyłem. Niestety nie doszło do podpisania kontraktu. Potem długo nic się nie działo i z braku laku podpisałem kontrakt w Ostrowie.
Były inne propozycje? Ostrów na pewno nie jest drużyną z górnej półki w I lidze…
Konkretnych innych rozmów nie było. Wybrałem Ostrów, bo ważna była też odległość od domu. Owszem to nie jest ekipa z czołówki, ale zrobię wszystko, by zespół awansował do play off, bo nie wyobrażam sobie zakończenia sezonu po dwunastu meczach ligowych. Nie byłoby to wesołe. Dziś nie mam dobrego humoru i wesołej miny, ale jeśli miałbym w sezonie odjechać tylko dwanaście spotkań, to byłoby dobijające.
Rozmawiał Michał Konieczny