Żużel: Wiadomości
Kenneth Bjerre:
Mogę być liderem Unii
(Fot. Rafał Paszek)
Jak oceniasz z perspektywy czasu decyzję o związaniu się z leszczyńskim klubem?
Kenneth Bjerre: Kiedy udało mi się nawiązać tę współpracę byłem bardzo szczęśliwy. Czułem, że zdarzyło się w moim życiu coś naprawdę dobrego. Unia zawsze była jednym z najbardziej cenionych klubów w Polsce. Leszno słynie z dobrej organizacji. Myślę, że był to jeden z powodów, który sprawił, że Leigh Adams związał się z Unią na tak wiele lat.
Początek ubiegłorocznych rozgrywek w Polsce musiał być dla ciebie stresujący. Zawodziłeś oczekiwania działaczy i kibiców. Czy fatalna kontuzja z 2012 roku miała na to wpływ?
Po złamaniu nogi nie było łatwo wrócić do dawnej formy. Przerwa w startach sprawia, że trudno potem ustabilizować się na odpowiednim poziomie. W 2013 roku zajęło mi to trochę czasu. Z czasem moje wyniki stawały się lepsze. Do nadchodzącego sezonu przystąpię w pełni zdrowy. Myślę, że mogę z optymizmem patrzeć w przyszłość.
W końcówce sezonu jeździłeś już na bardzo wysokim poziomie. Stać cię na to, żeby być liderem Byków w 2014 roku?
Byłem już stawiany w takiej roli jeżdżąc we Wrocławiu, po tym, jak z zespołu odszedł Jason Crump. Czuję, że jestem zawodnikiem światowej czołówki i mogę być liderem w polskiej drużynie. Jeśli nie przytrafi mi się kontuzja, a sprzęt będzie spisywał się jak powinien, to myślę, że Fogo Unia Leszno będzie miała ze mnie pociechę.
Jaka atmosfera panuje w zespole?
Znam chłopaków choćby z ubiegłego sezonu. Myślę, że dobrze się stało, że zespół nie różni się bardzo od tego z 2013 roku. Nowym zawodnikiem jest tylko Nicki Pedersen, który zastąpił Fredrika Lindgrena. Myślę, że nie będziemy mieli problemów z komunikacją, a współpraca w zespole nadal będzie odbywała się w dobrej atmosferze.
Miałeś okazję reprezentować różne polskie kluby. Gdzie panowała najlepsza atmosfera?
Wspaniali kibice byli w Częstochowie. Przychodzili na stadion w dużej grupie i gorąco dopingowali. Świetna atmosfera panuje też w Lesznie. Chciałbym, żeby na nasze przychodziło tylu kibiców co kiedyś. Jeśli chodzi o integrację z zespołem, spotkania z fanami i sponsorami, to Leszno jest dla mnie zdecydowanie numerem jeden.
Masz bardzo ambitne plany na nadchodzący sezon.„Jestem zawodnikiem światowej czołówki i mogę być liderem w polskiej drużynie. Jeśli nie przytrafi mi się kontuzja, a sprzęt będzie się spisywał, to Fogo Unia będzie miała ze mnie pociechę.”
Większość chłopaków, którzy zaczynają swoją przygodę z tą dyscypliną, myśli o tym, żeby zostać mistrzem świata. Kiedy zaczynałem jeździć w 1993 roku, oglądałem w telewizji występy Erika Gundersena i marzyłem o tym, by odnieść kiedyś podobne sukcesy. Z czasem żużel stał się nie tylko moją pasją, ale też pracą. Mimo to, nigdy nie porzuciłem marzenia o zostaniu mistrzem świata. Wielu zawodników ma takie plany, ale ja nie boje się mówić o tym głośno. Potrzebuję celu, do którego mógłbym dążyć, właśnie takiego jak wygranie cyklu Grand Prix.
Miałeś okazję pracować z Markiem Cieślakiem, który jest uważany za jednego z najlepszych żużlowych trenerów na świecie. Jak na jego tle wypada Roman Jankowski?
Z Markiem Cieślakiem rzeczywiście współpracowałem przez wiele lat. Roman jest dla mnie trenerem dopiero od roku. Nie dostrzegam wielkich różnic między nimi. Obaj potrafią obdarzyć zawodnika zaufaniem i dodać mu otuchy. Potrafią też koncentrować zespół na wspólnym celu. Roman i Marek inaczej jednak pracują z zespołem w czasie spotkań.
Na jakich silnikach będziesz ścigał się w nadchodzącym sezonie?
Nie będą to już Jawy. We wszystkich motocyklach zamontujemy silniki GM. Już w zeszłym roku miałem trzy silniki tego typu i byłem z nich całkiem zadowolony. Przy sprzęcie będzie pomagał mi mój tata i Peter Johns.
Jaki wpływ na rywalizację w Grand Prix mają tunerzy?
Sprzęt jest bardzo ważny, ale nigdy nie można zapominać o talencie zawodnika i jego zaangażowaniu. Sukces Taia Woffindena to nie tylko wspaniałe silniki. Myślę, że on zmienił wiele rzeczy zimą, żeby zostać mistrzem świata. Sukces w tej dyscyplinie sportu to kombinacja talentu z trafionym sprzętem.
Kto będzie rozdawał karty w tegorocznym cyklu Grand Prix?
Występowałem już w tych turniejach i wiem, że mówienie o faworytach jest bardzo trudne. Z mojej perspektywy wyglądało to tak, że mogłem pokonać każdego rywala. Z drugiej strony miałem świadomość, że z każdym mogę przegrać.
Bądźmy szczerzy. Martin Smoliński czy Chris Harris do faworytów nie należą...
Zgadza się, ale przypominam, że to samo można było powiedzieć w ubiegłym roku o Taiu Woffindenie. Oczywiście możemy łatwo wskazać kilka nazwisk, które teoretycznie powinny znaleźć się w ścisłej czołówce. Mam na myśli Pedersena, Hancocka, Hampela, Holdera, Wofffindena czy Warda. Nie zajmuje mnie jednak zbytnio rozważanie, kto może być najlepszy. Mistrzem może zostać każdy z uczestników cyklu.
Komentarze