Żużel: Wiadomości
Miśkowiak, Janowski, Gomólski, Lisiecki, Świderski, Musielak, Kościuch
Komentarze po eliminacjach Złotego Kasku w Rawiczu
(Fot. Rafał Paszek)
Robert Miśkowiak:
Awans był blisko, ale przegrałem start w wyścigu dodatkowym i niewiele mogłem już zrobić. Było po roszeniu toru, a ja miałem niekorzystne czwarte pole. Próbowałem jeszcze zaatakować na wyjściu z pierwszego łuku, ale nie przyniosło to oczekiwanych skutków. Mogłem to zrobić bardziej brawurowo, ale ryzykowałbym upadek. To była moja pierwsza jazda spod taśmy w tym roku.
Maciej Janowski:
Obiekt w Rawiczu nie należy do moich ulubionych. Skupiłem się jednak na tym, żeby zebrać jak najwięcej punktów i jak najlepiej wychodzić spod taśmy. Szkoda tylko tego motocykla, który rozwaliliśmy w pierwszym biegu. Przełożyliśmy szybko silnik do drugiego motocykla i można było dalej się ścigać.
Kacper Gomólski:
Bardzo się cieszę, że awansowałem do finału Złotego Kasku, bo udało mi się to po raz pierwszy. Myślę, że to dobrze wróży na resztę sezonu. W Rawiczu motywowało mnie też to, że finał odbędzie się na torze w Tarnowie. Cieszy mnie to, że będę mógł wystartować w tak znamienitym gronie zawodników.
Wojciech Lisiecki:
Szału nie było... To były dla mnie pierwsze takie zawody. Inni zawodnicy byli bardziej objeżdżeni. Na ostatni wyścig udało mi się dobrze przełożyć i było już lepiej. Wierzę, że z biegiem czasu będzie coraz lepiej. Ciałbym mieć wszystko idealnie dograne na pierwszy mecz ligowy.
Piotr Świderski:
Rawicz to moje miasto, bo tu mieszkam. Miło jest przypomnieć sobie geometrię tego toru i pokazać się miejscowym kibicom. Cieszę się z wywalczenia awansu do finału Złotego Kasku, który odbędzie się w Tarnowie. Małe błędy w mojej jeździe się pojawiały, ale mogę być zadowolony, bo obsada zawodów była dość ciekawa.
Tobiasz Musielak:
Szkoda, że nie udało mi się awansować. Moim priorytetem były eliminacje Mistrzostw Świata Juniorów i tam udało mi się osiągnąć sukces. W Rawiczu zaliczyłem jednak słabszy występ. Dwa pierwsze wyścigi w moim wykonaniu były w miarę dobre, później coś nie zagrało. Tor, na którym rywalizowaliśmy był dobrze przygotowany do walki. W ostatnich dniach dopadła mnie grypa i jestem jeszcze trochę osłabiony. Musiałem walczyć nie tylko z przeciwnikami, ale też z chorobą.
Norbert Kościuch:
Nie poszło to po naszej myśli. Ciągle szukamy ustawień i wychodzi to tak, że jeden mecz jest dobry, drugi zły. Myślę, że silniki, które ze sobą zabrałem nie pasują na ten tor. Próbowaliśmy różnych ustawień, a mimo to nie byłem szybki. To jest początek sezonu i z pewnością czeka mnie jeszcze trochę pracy.