Krzysztof krótko przed godziną 16:00 wylądował na poznańskiej Ławicy. Wcześniej odwiedził lotniska w Singapurze i Londynie. Na każdym z nich oczekiwał na kolejny lot. Leszczynianin w dalszym ciągu jest mocno przeziębiony. - Przed sobotnim turniejem miałem wysoką gorączkę, którą trudno było zbić – mówił tuż po lądowaniu w stolicy Wielkopolski.

Zawodnik cały czas jest pod wrażeniem turnieju w Auckland. - Gdyby mi ktoś przed zawodami powiedział, że stanę na podium i będę wiceliderem klasyfikacji Grand Prix, wziąłbym to w ciemno. Jestem bardzo zadowolony - dodaje.


Kasprzak opowiada, że po turnieju, do pierwszej w nocy był ciągle na stadionie. - Dużo rozmawialiśmy na temat tego finałowego wyścigu, analizowaliśmy dlaczego Nicki mnie dogonił. Jak się okazało już po wszystkim w parkingu, w moim kole brakowało kilku szprych, tym samym nie było już wyważone i falowało. Najprawdopodobniej to było przyczyną utraty prędkości – twierdzi leszczynianin. - Nerwowo było też już tuż za metą. Podjechał do mnie Pedersen i wyrwał mi bezpiecznik, tym samym zgasił mój motor - relacjonuje Kasprzak.

Leszczynianin dziękuje wszystkim kibicom i sponsorom za trzymanie za niego kciuków. Żużlowiec obiecuje walkę w kolejnych rundach Grand Prix.