Żużel: Wiadomości
Znowu wśród najlepszych na świecie
Kołodziej: Spełniło się marzenie
(Fot. Jarek Pabijan)
29.07.2018
Cierpki był z pewnością dla Janusza Kołodzieja pierwszy smak rywalizacji w Grand Prix. Żużlowiec Fogo Unii Leszno walczył już w cyklu w 2011 roku, ale bez powodzenia. Teraz wraca i w przyszłym sezonie znowu będzie stałym uczestnikiem zmagań o mistrzostwo świata. Awans wywalczył triumfując w Grand Prix Challenge w Landshut. Spełnił marzenie swoje, ale także wielu kibiców i swojego menadżera Krzysztofa Cegielskiego.
Janusz Kołodziej w cyklu Grand Prix startował w sezonie 2011. Oczekiwania były spore, bowiem miał za sobą doskonały sezon 2010 w barwach Unii Leszno, świetnie jeździł w zawodach indywidualnych i w reprezentacji kraju. Niestety w 2011 roku Janusz nie błyszczał. Niemal przez cały sezon odczuwał skutki groźnego upadku podczas Grand Prix na stadionie Smoczyka w Lesznie. Został ostatecznie sklasyfikowany w całym cyklu na odległej, czternastej pozycji.
Potem Kołodziej odłożył na jakiś czas marzenia o medalu mistrzostw świata, choć cięgle utrzymywał wysoką dyspozycję i należał do krajowej czołówki zawodników. Przed obecnym sezonem wreszcie kibice Janusza usłyszeli bardzo konkretną deklarację: „Chcę wrócić do GP”. Przebrnął przez wszystkie szczeble eliminacji i znalazł się w Grand Prix Challenge. W Bawarii czekały jednak na żużlowców ekstremalnie trudne warunki. Po obfitych opadach deszczu, stan toru w Landshut wykluczał walkę i emocje. – Gdy zobaczyłem tor, myślałem, że to będą zawody tylko na zaliczenie. Tym bardziej, że czekają nas przecież ciężkie mecze ligowe i play-offy. Uznałem, że trzeba odjechać te zawody i nie myśleć o niczym. Gdy jednak na konto wpadła pierwsza, druga i potem trzecia „trójka” pomyślałem, że trzeba trzymać poziom do końca. W ostatnim czasie udało mi się rozwiązać problem ze sprzęgłami, dzięki czemu mogłem wygrywać straty i to było w tych zawodach najważniejsze – przyznał wychowanek Unii Tarnów.
Po trzech seriach Kołodziej był liderem zawodów w Landshut. W czwartej przyjechał na metę trzeci i wszystkim decydował ostatni wyścig. Było nerwowo. Żużlowiec Fogo Unii najpierw próbował „wstrzelić się” w start i bieg został powtórzony. – Modliłem się tylko o to, żebym nie został wykluczony. Udało się, dojechałem drugi. Nigdy nie liczę punktów i nie wiedziałem do końca, co to drugie miejsce znaczy. Gdy zjeżdżałem do boksu to wypatrywałem Krzysztofa Cegielskiego, żeby mi powiedział na czym stoimy. Gdy usłyszałem, że wygraliśmy zawody, byłem bardzo szczęśliwy. Marzenia się spełniają. Przed zawodami nigdy bym nie powiedział, że skutek będzie właśnie taki – stwierdził trzykrotny mistrz Polski.
Krzysztof Cegielski, przyjaciel i menadżer Janusz Kołodzieja od lat wspiera żużlowca w najważniejszych momentach jego kariery. Po ostatnim wyścigu turnieju w Landshut nie wielkiej radości. – To spełnienie marzeń nie tylko Janusza, ale również i moje. Bardzo chciałem, żeby mu się udało. Ten pierwszy epizod z Grand Prix nie był udany, naznaczony kontuzjami. Nie posmakował tej rywalizacji. Teraz wraca i to jest najpiękniejsze. Nie ważne jak tam będzie, co tam będzie. Poradzimy sobie, mamy ogromne doświadczenie. Januszowi się ten awans należał, od lat przecież utrzymuje bardzo wysoki poziom. To nagroda. Myślę, że to może być dla niego nowe otwarcie. Przed nim jeszcze kilka lat jazdy na wysokim poziomie. Nie musi już nikomu nic udowadniać. Niech się cieszy tym, co ma bo na to zasługuje. Nie był faworytem GP Challenge i to jest piękne. Byliśmy bardzo dobrze przygotowani, wyciągnęliśmy odpowiednie wnioski z problemów sprzętowych. To już za nami – powiedział menadżer Janusza Kołodzieja.
Po ośmiu latach tarnowianin wraca do rywalizacji o medale mistrzostw świata i ma nadzieję, że tym razem skutek będzie dużo lepszy niż w 2011 roku. – Wiem, że nie powinienem myśleć przed zawodami o tym, co będzie jak awansuje, ale powiem szczerze, że przed Landshut myślałem. Trochę zabijałem w ten sposób czas. Rozważałem różne scenariusze, zastanawiałem się co zrobić w zimie, jak się przygotować sprzętowo, fizycznie i logistycznie. Teraz muszę się trzymać tych przemyśleń – zakończył z uśmiechem Janusz Kołodziej.
Potem Kołodziej odłożył na jakiś czas marzenia o medalu mistrzostw świata, choć cięgle utrzymywał wysoką dyspozycję i należał do krajowej czołówki zawodników. Przed obecnym sezonem wreszcie kibice Janusza usłyszeli bardzo konkretną deklarację: „Chcę wrócić do GP”. Przebrnął przez wszystkie szczeble eliminacji i znalazł się w Grand Prix Challenge. W Bawarii czekały jednak na żużlowców ekstremalnie trudne warunki. Po obfitych opadach deszczu, stan toru w Landshut wykluczał walkę i emocje. – Gdy zobaczyłem tor, myślałem, że to będą zawody tylko na zaliczenie. Tym bardziej, że czekają nas przecież ciężkie mecze ligowe i play-offy. Uznałem, że trzeba odjechać te zawody i nie myśleć o niczym. Gdy jednak na konto wpadła pierwsza, druga i potem trzecia „trójka” pomyślałem, że trzeba trzymać poziom do końca. W ostatnim czasie udało mi się rozwiązać problem ze sprzęgłami, dzięki czemu mogłem wygrywać straty i to było w tych zawodach najważniejsze – przyznał wychowanek Unii Tarnów.
Po trzech seriach Kołodziej był liderem zawodów w Landshut. W czwartej przyjechał na metę trzeci i wszystkim decydował ostatni wyścig. Było nerwowo. Żużlowiec Fogo Unii najpierw próbował „wstrzelić się” w start i bieg został powtórzony. – Modliłem się tylko o to, żebym nie został wykluczony. Udało się, dojechałem drugi. Nigdy nie liczę punktów i nie wiedziałem do końca, co to drugie miejsce znaczy. Gdy zjeżdżałem do boksu to wypatrywałem Krzysztofa Cegielskiego, żeby mi powiedział na czym stoimy. Gdy usłyszałem, że wygraliśmy zawody, byłem bardzo szczęśliwy. Marzenia się spełniają. Przed zawodami nigdy bym nie powiedział, że skutek będzie właśnie taki – stwierdził trzykrotny mistrz Polski.
Krzysztof Cegielski, przyjaciel i menadżer Janusz Kołodzieja od lat wspiera żużlowca w najważniejszych momentach jego kariery. Po ostatnim wyścigu turnieju w Landshut nie wielkiej radości. – To spełnienie marzeń nie tylko Janusza, ale również i moje. Bardzo chciałem, żeby mu się udało. Ten pierwszy epizod z Grand Prix nie był udany, naznaczony kontuzjami. Nie posmakował tej rywalizacji. Teraz wraca i to jest najpiękniejsze. Nie ważne jak tam będzie, co tam będzie. Poradzimy sobie, mamy ogromne doświadczenie. Januszowi się ten awans należał, od lat przecież utrzymuje bardzo wysoki poziom. To nagroda. Myślę, że to może być dla niego nowe otwarcie. Przed nim jeszcze kilka lat jazdy na wysokim poziomie. Nie musi już nikomu nic udowadniać. Niech się cieszy tym, co ma bo na to zasługuje. Nie był faworytem GP Challenge i to jest piękne. Byliśmy bardzo dobrze przygotowani, wyciągnęliśmy odpowiednie wnioski z problemów sprzętowych. To już za nami – powiedział menadżer Janusza Kołodzieja.
Po ośmiu latach tarnowianin wraca do rywalizacji o medale mistrzostw świata i ma nadzieję, że tym razem skutek będzie dużo lepszy niż w 2011 roku. – Wiem, że nie powinienem myśleć przed zawodami o tym, co będzie jak awansuje, ale powiem szczerze, że przed Landshut myślałem. Trochę zabijałem w ten sposób czas. Rozważałem różne scenariusze, zastanawiałem się co zrobić w zimie, jak się przygotować sprzętowo, fizycznie i logistycznie. Teraz muszę się trzymać tych przemyśleń – zakończył z uśmiechem Janusz Kołodziej.
Marcin Hałusek
Komentarze
549 000 zł
sprzedaż, Leszno
669 541 zł
sprzedaż, Poznań
624 630 zł
sprzedaż, Leszno