Walka o dużą stawkę musi wywoływać emocje. Pojedynkowi Fogo Unii Leszno z Betardem Spartą Wrocław towarzyszą jednak nie tylko te sportowe. Między półfinalistami PGE Ekstraligi zaiskrzyło i to mocno. Poszło o udział Dominika Kubery w finale DMEJ i o maszynę startową na Stadionie Olimpijskim. – To dziwny zbieg okoliczności – komentował menadżer leszczyńskiego zespołu Piotr Baron.
Od dwóch dni kibice żużla zadają sobie pytanie, czy menadżer kadry młodzieżowej, Rafał Dobrucki postąpił etycznie w sprawie finału Drużynowych Mistrzostw Europy w Dyneburgu. Trener nie powołał na zawody najlepszych juniorów, swojego podopiecznego ze Sparty Maksa Drabika, a także Bartosza Smektały z Fogo Unii Leszno, ale wysłał na Łotwę wracającego po kontuzji Dominika Kuberę. Najwięcej kontrowersji budzi jednak fakt, że sam do Dyneburga nie pojechał. Polska nie obroniła tytułu mistrzowskiego, a na Dobruckiego spadła fala krytyki. Mocnych słów przed telewizyjnymi kamerami nie szczędził też Dominik Kubera. – Pojechałem na Łotwę, bo brakuje mi jazdy, ale zachowanie trenera było słabe. Jesteśmy kadrą, a kadra to duma honor, ojczyzna. Jedziemy dla kraju, a nie dla siebie – stwierdził junior Fogo Unii Leszno.
Zawodnikowi wtórował także jego klubowy trener. – Nie wiem dlaczego Dominik został wysłany na Łotwę, skoro nie było tam trenera. Po co się tam ciągało zawodników – zastanawiał się Piotr Baron.
Rafał Dobrucki próbował tłumaczyć swoją decyzję przed kamerami nSport względami rodzinnymi. – Na 365 dni w roku jest taki jeden, w którym akurat nie można jechać i to był ten dzień. Bardzo chciałem być z drużyną na Łotwie, tym bardziej, że w sobotę nie miałem żadnych zajęć w klubie, do końca miałem nadzieję, że się uda pojechać – mówił. Odpierał także zarzuty dotyczące powołań na finał DMEJ. Zapewnia, że powołując Dominika Kuberę nie miał zamiaru osłabić rywala i oszczędzać swojego najlepszego juniora (Maksa Drabika) przed półfinałem ekstraligi. Zdaniem Dobruckiego, od dawna było ustalone, że w finale na Łotwie pojadą juniorzy do lat 19, dla których te zawody mają być swoistym poligonem doświadczalnym. Skład uzupełnił tylko jeden bardziej doświadczony zawodnik, Daniel Kaczmarek, który w Dyneburgu był rezerwowym. - Ci, którzy pierwotnie znaleźli się w składzie od początku i tak wiedzieli, że nie wystartują w Daugavpils. Dominik Kubera chciał jechać, rozmawiałem z nim wcześniej i wielki szacunek dla niego, że chciał reprezentować kraj – podkreślił na pomeczowej konferencji prasowej Dobrucki.
Decyzje trenera kadry młodzieżowej i Betardu Sparty Wrocław nie przestają budzić emocji i wiadomo już, że zajmie się nimi w najbliższym czasie Główna Komisja Sportu Żużlowego.
To nie jedyny zgrzyt związany z półfinałem PGE Ekstraligi. W połowie zawodów na Stadionie Olimpijskim doszło do sytuacji, która nie powinna się zdarzyć na tym poziomie rywalizacji w najlepszej i najbardziej profesjonalnej lidze świata. Awarii uległ elektroniczny pulpit sterujący maszyną startową i usterki nie udało się naprawić. Do końca meczu zawodnicy startowali bez taśmy, w momencie gdy gasło zielone światło. Sytuacja przypominała nieco tę z Grand Prix Polski na Stadionie Narodowym w 2015 roku. Mówiono wtedy o antyreklamie żużla i chyba po półfinale we Wrocławiu można użyć tych samych słów. Menadżer Fogo Unii Leszno Piotr Baron zastanawiał się nawet po zawodach, czy awaria rzeczywiście była przypadkowa. - Trochę rozproszyła nas sytuacja z brakiem prądu. W rundzie zasadniczej, gdy nam dobrze szło i wygraliśmy dwa biegi z rzędu podwójnie, to pojawiły się problemy z bandą. Teraz z kolei nie działała taśma. We Wrocławiu się dzieją cuda i to nie pierwszy raz. Gdy Leszno tutaj przyjeżdża, to robi się spięcie, dzisiaj było zawodowe. Być może gospodarze liczyli na to, że zawody się nie odbędą, bo w prognozach pojawiały się burze. Nad prądem kontrola jest, a nad chmurami raczej średnia. Gdyby nie było tego cyrku, pewnie udałoby się wywieźć z Wrocławia jeszcze lepszy wynik – stwierdził.
Rafał Dobrucki próbował tłumaczyć, że najprawdopodobniej awaria to wynik zalania podczas nocnych opadów studzienki, w której znajduje się okablowanie pulpitu sterującego maszyną startową, ale Piotr Baron skwitował wyjaśnienia nieco ironicznie, odnosząc się przy okazji do faktu, że w nowym sezonie Wrocław będzie gospodarzem Grand Prix. – Módlcie się lepiej, żeby wam przed Grand Prix nie spadł deszcz i nie zepsuł maszyny startowej – powiedział menadżer mistrzów Polski.
Komentarze
4 500 zł
Fiat Punto, Wschowa
55 965 zł
Fiat Ducato, Leszno
1 zł
Audi A5, Leszno
Ilość stadionów zuzlowych to garstka przy ilości boisk do piłki nożnej od najniższych lig
74 900 zł
sprzedaż, Długie Stare
349 000 zł
sprzedaż, Leszno
669 541 zł
sprzedaż, Poznań