Biegi
Kamiński, Murawski: Przed nami kolejne wyzwania
Przebiegli morderczy maraton w Alpach
Biegacze, ultramaratończycy, ultramaratończycy górscy nawet, tak?
Tak.
Wzięli panowie udział w maratonie Ultra Trail du Mont-Blanc. Zwykłemu zjadaczowi chleba niewiele to mówi, więc powiem, że po prostu biegali panowie dookoła najwyższych gór w Europie.
Wiesław Kamiński: Jest to bieg wokół masywu Mont Blanc - długość ok 168-170 km, przewyższenia prawie 10 km. Jest to najbardziej kultowy bieg górski na świecie. Naszej dwójce, jako pierwszym leszczyniakom, udało się go zakończyć.
Polaków było ok. 30, ale z Leszna tylko panowie. Ile osób brało udział?
W.K.: Około 2300 osób.
Wszyscy razem?
Piotr Murawski: Tak, wystartowaliśmy wspólnie. Bieg jest trudny, powiem tylko, że ukończyło go ok. 1400-1500 osób.
Czyli prawie połowa odpadła po drodze?
W.K.: Generalnie bieg kończy zazwyczaj ok. 60-69 procent startujących, przede wszystkim ze względu na duże przewyższenia. Kolejnym problemem, z którym zmagają się biegacze amatorzy jest limit czasu, który mamy na pokonanie tego dystansu, czyli 46 godzin. I tak naprawdę podczas tej wyprawy nie ma czasu na spanie, na odpoczynek, tylko trzeba cały czas pilnować czasu, pilnować nóg, pilnować góry, żeby się nie poślizgnąć, żeby nie upaść i nie stracić szansy na metę i jedyną nagrodę, jaką jest przepiękna kamizelka.
Taka, jaką ma pan Piotr?
P.M.: Ta, którą mam na sobie jest z zeszłego roku akurat, tym razem były czerwone.
10 kilometrów przewyższenia, co to właściwie oznacza, proszę nam wytłumaczyć.
W.K.: To znaczy, że podbiegi na trasie wynoszą 10 km, czyli suma wszystkich gór, które się pokonuje ma taką wysokość. Bardziej obrazowo - wbiega się kilkukrotnie na górę o wysokości Rys.
I równie stromo jest?
W.K.: Tak. Na ostatnich trzech kilometrach zmagaliśmy się z przewyższeniem rzędu 1200 metrów, co oznacza, że właściwie nie był to bieg, ale bardzo strome podejście, z którym trzeba sobie poradzić, bardzo trudne technicznie.
Jakie panowie mieliście czasy? Zmieściliście się w limicie?
P.M: Tak, przebiegłem w czasie 44 godzin, a kolega Wiesiu był na mecie 30 minut po mnie.
Czyli nie biegliście razem?
P.M.: Jest bardzo trudno w ogóle znaleźć się przy samym starcie, żeby wspólnie rozpocząć, a później, jak już się rozciągnie stawka, to bardzo trudno znaleźć się w grupie. Tak więc praktycznie cały czas biegliśmy osobno.
Mówiliście, że nie ma czasu na odpoczynek. Biegliście 168 kilometrów non stop?
W.K: Wygląda to w ten sposób, że biegnie się od punktu do punktu. Tam jest czas na krótki odpoczynek, z reguły nie dłuższy niż 15 minut, na zjedzenie tego, co serwuje organizator, uzupełnienie plecaków w żywność, napoje, w nocy wymianę baterii i trzeba posuwać się dalej, żeby mieć zawsze jakąś rezerwę czasową, aby w razie problemów pod koniec biegu, mieć z czego tracić, bo jeżeli tej rezerwy nie ma, wkrada się nerwowość. Spotkałem w tym roku osobę, która przybiegła na punkt minutę po czasie, nie wiedząc, że jest limit przedłużony i niestety na 8 km przed metą przerwali jej bieg.
Nie ma, że boli…
W.K.: Są jasne reguły, regulaminu nie da się w żaden sposób ominąć.
Mówiliście, że wymienialiście baterie, jakie?
P.M: W latarkach czołówkach, które służą nam do marszu nocą.
A jakim typem drogi się biegnie?
P.M.: To są typowe, górskie szlaki - wąskie, jak w naszych Tatrach.
I tam trzeba biec? Co wam odbija, że takie rzeczy robicie?
W.K.: Nic nie jest mnie w stanie przekonać, żeby wstać o 4.00 rano w górach, żeby zobaczyć wschód słońca, który jest naprawdę cudowny,jak w raju. Natomiast podczas takiego biegu, my przeżywamy dwa takie wschody. Jest to niesamowite wrażenie.
Ale to jest morderczy wysiłek, 168 km nie po asfalcie czy wygodnej ścieżce, ale wyboistym szlaku górskim!
P.M.: W tym roku było całkiem przyjemnie, bo nie padał deszcz, ani przez minutę. Było słonecznie i dość ciepło, bo temperatura nie spadła poniżej 5 stopni Celsjusza. W ubiegłym roku padał deszcz przez prawie 20 godzin. W tym roku mieliśmy zatem idealne warunki.
Spełniliście swoje marzenie, czy to wciąż nie jest ten top, który macie w głowach?
P.M.: Przesuwamy granicę, sprawdzamy ile ludzki organizm może wytrzymać.
Pan Piotr, sądząc po koszulce, już drugi raz biegł, a pan, panie Wiesławie?
W.K.: Ja biegłem trzy razy w tym cyklu. Niestety raz z powodu kontuzji musiałem bieg zakończyć 20 km przed metą. Nie dało się dalej biec. Natomiast zawsze się w góry z chęcią wraca, bo góry są niesamowite, góry są piękne i UTB jest faktycznie takim ukoronowaniem kariery biegacza czy też wyzwaniem, które warto podjąć, choćby ze względu na kultowość tej imprezy. Niezależnie od miejsca - czy się bieg wygrywa, czy wbiega na metę jako ostatni - dla wszystkich jest ta sama nagroda - kamizelka. Tam nie biegnie się dla nagrody, dla pieniędzy. Jest tylko prestiż.
Czujecie się ważni?
P.M.: Nie, czujemy się spełnieni.
A jest jakiś wyścig jeszcze wyżej? Jakiś wam się jeszcze marzy?
W.K.: Marzą nam się dwa biegi w Alpach. Pierwszy to PTL, jest to również bieg wokół Mont Blanc.
P.M.: Tam jest 300 km, 24 km przewyższenia i też jest to bieg ciągły, limit czasowy wynosi 138 godzin.
W.P.: Nie ma tam już jednak takiej obsługi jak na UTMB, bardziej liczymy na siebie. Trzeba mieć swój namiot, biegniemy od schroniska do schroniska z gps-em, nie mamy wyznaczonej trasy, żadnych znaków. Ten bieg kończy niewiele osób, zazwyczaj połowa startujących ekip, nie udało się to do tej pory żadnemu z Polaków. Moim marzeniem jest bieg we Włoszech wokół Doliny Aosty, nazywa się Tor des Géants, ma 330 km, 24 km przewyższeń, biega się grubo powyżej 2,5 tys. metrów, bo są tam nawet szczyty, które mają 3 tys. metrów. No i trzeba się zmagać z niską temperaturą, nawet ujemną i czasami śniegiem.
Czyli rozumiem, że tu w Lesznie, na płaskim się męczycie…
P.M.: Nie, w Lesznie też można po górkach pobiegać, na Grzybowie na przykład. No, ale fakt, nie są to Alpy.
Zrobiła się moda na bieganie…
W.K.: Moim zdaniem jest to najlepszy sposób na aktywność dla każdego, dlatego, że koszty amatorskiego biegania nie są wysokie. Nie trzeba wydawać pieniędzy na drogi sprzęt. Buty można kupić praktycznie w każdym markecie, strój też. W Lesznie jest w tej chwili wiele miejsc, gdzie można bezpiecznie i spokojnie biegać, są oznakowane trasy, szczególnie na Karczmie Borowej i na Grzybowie. Mamy coraz więcej tras pieszo-rowerowych.
P.M.: To zachęca właśnie ludzi do biegania.
Ja z kolei, jako rowerzysta zachęcam, żebyście słuchali dzwonków, jak już biegacie ścieżkami rowerowymi. A panom życzę spełnienia marzeń.
Rozmawiał Jarek Adamek
Komentarze