Boks: Boks
Pudlicki: Jestem dumny ze swoich wychowanków
Jubileusz trenera
(Fot. Arek Wojciechowski)
30-lecie pracy trenerskiej, ale kariera sportowa dłuższa…
Tak, sportem zajmuję się od około 42 lat.
Zaczynał pan od koszykówki.
Tak, i to nie w Lesznie, a w Kościanie, bo leszczyniakiem jestem od 37 lat, a wcześniej mieszkałem w takiej pięknej miejscowości, jaką jest Kokorzyn. Natomiast moja przygoda z boksem rozpoczęła się trochę przypadkowo. Jak zacząłem chodzić do szkoły kolejowej w Lesznie, to przeniosłem się na koszykówkę do Polonii. I tak się składało, że zaraz po zakończeniu treningu koszykówki, rozpoczynał się bokserski. Siadałem na widowni i przyglądałem się sparingom, trochę się podśmiechiwałem i wtedy trener, pan Jan Pawlak podszedł, powiedział, że jak jestem taki śmiały i bystry, to proszę bardzo, mogę spróbować. Oponowałem jeszcze, że nie znam żadnych technik, że mogę tylko pokazać, jak się biję, no… powiedzmy, w różnych sytuacjach… - Proszę bardzo - powiedział trener i stanąłem na ringu. Nie pamiętam już, z kim stoczyłem pierwszą walkę. W każdym razie jak uderzyłem, mój przeciwnik się przewrócił. Wtedy trener powiedział, że chłopak źle stał na nogach, dlatego się przewrócił.
A nie, że pan taki dobry?
Nie, a kiedy sytuacja się powtórzyła, znów stwierdził, że chłopak źle stał. - Może i on źle stał, ale ja dobrze biję - tłumaczyłem i wtedy pan Pawlak powiedział do mnie: - Ty chłopaku nie masz chodzić na koszykówkę, tylko na boks. I tak się zaczęło. Po czterech, pięciu miesiącach trener zabrał mnie na zawody do Poznania. Mamie oczywiście nie powiedziałem. Pierwszą walkę rozegrałem z utytułowanym reprezentantem Wielkopolski, wyglądałem tak, jakby po mnie przejechał... W domu mamie, która się dziwiła, że takie rzeczy dzieją się na koszykówce, wytłumaczyłem, że mnie kolega pchnął na ścianę i stąd okaleczenia.
Nie chciał się pan przyznać, że pan boksuje...
Kłamstwo szybko się wydało, bo sąsiadka przybiegła do mojej mamy z gazetą, w której była relacja z zawodów i informacja, że Albin Pudlicki wygrał walkę. To się mamie nie spodobało, nie chciała, żeby jej syn się bił, przekonywała, ale już nic nie wskórała.
I już pan został bokserem na dobre?
Wtedy już tak, wtedy zacząłem systematyczne treningi. To były inne czasy, nie raz spałem u trenera na krzesełkach, żeby następnego dnia pojechać gdzieś dalej na zawody. Nie było dogodnych połączeń komunikacyjnych, rodzice nie mieli samochodów. Trzeba było w sobotę przyjechać ostatnim pociągiem z Kościana do Leszna i w niedzielę rano o 6.00 jechało się na zawody.
I takimi opowieściami pan raczy swoich podopiecznych?
Nieraz im przypominam tamte czasy, że nie było tak wesoło, jak oni teraz mają.
30 lat temu zdecydował się pan podjąć trud trenowania pięściarzy?
Wtedy trenowałem w stołecznej Gwardii, później w Olimpii, Z Warszawy do Leszna ściągnął mnie Stanisław Kamiński, trener, kierownik sekcji Polonii. Było to pod koniec lat 70-tych, kiedy sekcja bokserska leszczyńskiej Polonii walczyła o wejście do II ligi. Kamiński ściągał swoich wychowanków do pomocy. Zaznaczyłem, że wrócę pod warunkiem, że otrzymam tu mieszkanie, tak się stało i zostałem. Niestety przegraliśmy walkę o II ligę, okazało się, że utytułowani juniorzy nie mieli doświadczenia w walkach z seniorami. Później był żal do władz, że wydały na zmiany duże pieniądze i po półrocznych rozgrywkach sekcję seniorów rozwiązano. Juniorzy jednak trenowali, a pan Pawlak poprosił mnie o pomoc przy szkoleniu. Zgodziłem się, później zrobiłem kurs instruktora boksu i w 1983 roku, kiedy pożegnaliśmy pana Pawlaka, zostałem pierwszym trenerem w Polonii.
Ilu młodych pięściarzy w ciągu tych 30 lat przeszło przez pańskie ręce?
Kiedyś nawet notowałem w zeszycie zawodników, którzy zdobywali tytuły czy też stoczyli dużą liczbę walk. W pierwszym zeszycie mam tysiąc nazwisk, w drugim 450. Myślę więc, że wyszkoliłem ok. 2 tysięcy zawodników i zawodniczek. To mnie pasjonuje, tym żyję, poszedłem nawet na wcześniejszą emeryturę, żeby się tym zająć.
Poza tym, że zajmuje się pan trenowaniem bokserów, to jeszcze szkoli pan kick-bokserów?
To za namową Pawła Mikołajczaka. Był 1994 rok, Paweł był wtedy moim zawodnikiem, ale jako kick-bokser reprezentował klub z Głogowa, bo u nas nie było takiej sekcji. Po mistrzostwach Polski, z których przywiózł złoto, stwierdził, że nie będzie zdobywał medali dla innych klubów, jak możemy rozszerzyć działalność i też szkolić kick-bokserów i tak właśnie zaczęliśmy. Jestem z tego bardzo zadowolony, bo chętnych było bardzo wielu i zawodnicy osiągali duże sukcesy.
A z czego jest pan najbardziej dumny w całej swojej 30-letniej karierze.
Z osiągnięć moich zawodników, przede wszystkim córki, Cecylii. To za jej sprawą pierwszy raz słyszałem na mistrzostwach świata Polski hymn. Wzruszenia nie dało się ukryć.
Twardziel o miękkim sercu… Panie Albinie, jubileusz obchodzony będzie w najbliższą sobotę, oficjalnie podczas Memoriału Jana Pawlaka.
Chcę się spotkać z moimi przyjaciółmi, trenerami, ma przyjechać szef związku, zaprosiłem też władze Leszna i powiatu. Przy okazji chciałbym podziękować Radzie Miasta, która uchwaliła, że hala Ćwicznia będzie nosiła imię Jana Pawlaka.
A część nieoficjalna będzie się odbywała u nas, w Radiotece...
Również za to bardzo dziękuję.
Bokserom się nie odmawia.:)
Rozmawiał Jarek Adamek
Komentarze