Boks: MMA
Komentarze po III Warriors Fight Night
Mosingiewicz: Zostałem oszukany
(Fot. Mateusz Jaśkowiak)
Kamil Szymański:
Leszek jest bardzo silnym zawodnikiem i był świetnie przygotowany do tej walki. W pierwszej rundzie na moment zgasło mi światło. Nie wiedziałem, że przez chwilę byłem w parterze. Na szczęście zdążyłem wstać. Później widziałem, że Leszek dużo pracuje prawą ręką. Starałem się poczekać aż się zmęczy. W trzeciej rundzie już widziałem, że spokojnie go punktuję lewą ręką. Z czasem dokładałem prawy. Nie byłem jednak pewien zwycięstwa w tej walce do czasu ogłoszenia decyzji sędziów. On mnie sprowadził w trzeciej rundzie i gdyby wygrał nie byłbym zaskoczony. Poza tym sprowadzeniem przeciwnik nie zrobił jednak w tej walce niczego specjalnego. W stójce to on był punktowany. Z dołu też nie zaznaczał ciosów. Wydaje mi się, że miałem więcej sił i byłem aktywniejszy.
Leszek Mosingiewicz:
Nie można powiedzieć, że werdykt sędziów w mojej walce był kontrowersyjny. Zostałem zwyczajnie wy... i oszukany. Przez dwa miesiące ciężko pracowałem, trenowałem dwa razy dziennie. Wszystko było podporządkowane temu, żeby wygrać w Lesznie. Po trzech ciężkich rundach byłem lepszy. Zostawiłem w klatce całe serce. Zostałem oszukany decyzją sędziowską i okradziony z połowy gaży, którą powinienem dostać. Jeśli chcemy być szanowani na arenie międzynarodowej to takie sytuacje nie mogą mieć miejsca. W dogrywce więcej razy od rywala trafiałem w stójce. Przewróciłem też przeciwnika i zająłem pozycję boczną. Kamil wkręcił się potem do półgardy i gardy, ale za to nie ma punktów. Po walce jeszcze w oktagonie rywal sam powiedział, że w trzeciej rundzie typowałby moje zwycięstwo. Skoro zawodnik uznaje, że przegrał rundę to chyba nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Chce mi się płakać, rzygać i kląć.
Dagomir Zimmer:
Nie da się opisać słowami tego co czuje się po zwycięstwie na takiej gali. Z pierwszych sekund walki zbyt wiele nie pamiętam. Byłem trochę spięty. Wszyscy mówili mi, żebym nie schodził do parteru. Wiedziałem jednak, że w tej płaszczyźnie czuję się najlepiej. Będąc pod rywalem byłem bardziej aktywny od niego. Poczułem swoją szansę i wykorzystałam odpowiedni moment na zakończenie walki.
Przemysław Binienda:
Pierwsza i druga runda zdecydowanie należały do mnie. Coś mi się jednak w głowie przestawiło i zgłupiałem. Trzecią rundę przespałem. Bardzo brakowało mi dynamiki. Przez słaby występ w ostatniej rundzie do końca nie byłem pewny czy wygrałem tę walkę. Na szczęście werdykt sędziów był dla mnie korzystny. To jest dla mnie ogromny sukces. Nie miałem jeszcze okazji walczyć na takiej gali przed leszczyńską publicznością.
Tomasz Bartkowiak:
Rywal nie był tak samo doświadczony jak ja. W poniedziałek z powodu kontuzji wykruszył się zawodnik, który pierwotnie miał być moim przeciwnikiem. Mam wielki szacunek dla Artura Hozakiewicza, że w ostatniej chwili zdecydował się podjąć wyzwanie. Rywal zaprezentował też wielkie serce do walki. Oko spuchło mu do tego stopnia, że ledwo widział, a mimo to pchał się do przodu.
Oskar Skorupka:
Gdyby nie doping kibiców to nie wiem jak by się to dla mnie skończyło. W trzeciej rundzie brakowało mi tchu, bo w ostatnim tygodniu miałem zapalenie gardła. Do tego zaliczyłem też sporo kontuzji w okresie przygotowań do tej walki. Trzeba było jednak stanąć w oktagonie i cieszę się, że dałem radę wygrać.
Bartosz Paniączyk:
Planowałem spokojnie rozpocząć walkę i to mi się udało. Jestem w pełni usatysfakcjonowany tym co udało mi się zaprezentować. Starałem się uważać na kontrataki rywala, bo wiedziałem, że w tym elemencie mógł być groźny. Głównie jednak robiłem swoje i to pozwoliło mi wygrać.
Komentarze