Żużel: Wiadomości
Dwugłos prezesów
Półtorak i Dworakowski o klęsce żużla
(Fot. Rafał Paszek)
Mecz dziesiątej kolejki ekstraligi między Fogo Unią Leszno, a PGE Marmą przerodził się w farsę. Po raz pierwszy w historii polskiego, a być może również światowego żużla, jeden z zespołów odmówił udziału w rywalizacji, kwestionując przygotowanie toru. Zawody się jednak odbyły bez udziału rzeszowian i Fogo Unia wygrała 75:0. - Obiecałam zawodnikom, ze po tragediach, które dotknęły Rzeszów, już nigdy nie będą narażani na niebezpieczeństwo. Według oceny zawodników, tor nie nadawał się do walki sportowej. Można było zawody odjechać, ale zawodnicy po prostu się bali. Mamy dokumentację zdjęciową, wiemy, że warunki atmosferyczne nie rozpieszczały i gospodarze robili co mogli, by przygotować tor, ale mimo wszystko ten nie nadawał się za bardzo do walki – stwierdziła prezes Marta Półtorak.
Taka opinia stoi w sprzeczności z tym co orzekli komisarz toru i sędzia zawodów, którzy dopuścili obiekt do zawodów. Zdaniem Marty Półtorak zrobiono to zbyt pochopnie. – Cały czas zgłaszaliśmy swoje uwagi. Po naszej interwencji zlecono nawet dodatkowe prace na torze, ale w opinii zawodników nie przyniosły one spodziewanego rezultatu – dodaje prezes PGE Marmy.
Z perspektywy leszczyńskich działaczy cała sprawa wygląda inaczej. Prezes Dworakowski jest przekonany, że zespół rzeszowski uległ dyktatowi swojego lidera, Nickiego Pedersena, który po ostatnich upadkach jest niezdolny do jazdy. – Nie od dziś chodzę na żużel, ale jeszcze nigdy nie przeżyłem sytuacji, żeby jedna osoba dyktowała warunki i zdominowała cały zespół. Po upadku w Cardiff lider rzeszowskiej drużyny narzeka już teraz nie tylko na ból lewej, ale również prawej ręki. Skoro powiedział, że nie pojedzie, to inni go posłuchali. Wiem jednak, że część chłopaków z Rzeszowa chciała jechać. Tor był naprawdę bardzo dobrze przygotowany, zrobiliśmy wszystko co mogliśmy. Kto nie wierzy, niech sprawdzi ile wody spadło w piątek i sobotę w Lesznie – mówił Józef Dworakowski.
Zdaniem Marty Półtorak, to nie stanowisko Pedersena było problemem, choć potwierdziła, iż Duńczyk po oględzinach toru stwierdził, że na takiej nawierzchni nie będzie w stanie utrzymać kierownicy. - Zaproponowaliśmy drużynie leszczyńskiej, że możemy odjechać zawody bez Nickiego, skoro pojawiły się sugestie, że odmawiamy jazdy właśnie ze względu na jego dyspozycję, ale warunek był jeden - tor musiał być bezpieczny. Takiej szansy nie było. Nie mogę mieć pretensji do zawodników. Widziałam dwa lata temu tor w Lesznie i pamiętam, że wtedy oglądałam walkę żużlowców z motocyklami. To nie chodzi o to, że nie chcieliśmy jechać. Jest mi bardzo przykro, szanuję bardzo leszczyńska drużynę, zawodników i kibiców i na pewno nie chcieliśmy żeby tak wyszło, ale z drugiej strony, nie wiem, co myśleć o sporcie żużlowym po takim widowisku – dodaje prezes rzeszowskiego klubu
Rozgoryczony jest także sternik Fogo Unii. - Czuję się wypluty z tego powodu, że goniłem ludzi od rana, żeby przygotowali nawierzchnię. Teraz to znowu jestem tym najgorszym, dlatego, że chciałem dobrze, a wyszło jak wyszło. Władze polskiego żużla muszą się zastanowić, czy nie wprowadzić jakiś zapisów, które określałby, co jest ważne, czy tylko pieniądze i Grand Prix, czy coś innego. Jestem strasznie zdenerwowany i powiem tylko, że to był najdroższy trening jaki sobie zafundowałem jako prezes klubu. To jest koniec mojej ery, nie chcę w takim czymś uczestniczyć. To klęska sportu żużlowego – zakończył Józef Dworakowski.