- Potoczyło się to dla nas tradycyjnie. Ładnie jechaliśmy, po czym w końcówce meczu nie potrafimy dopilnować naszych pozycji i znowu przegrywamy - mówi Ireneusz Igielski, członek zarządu Unii. - Bardzo szkoda, że tak się stało, bo to był przecież mecz u siebie. Właśnie dostałem SMS od Kennetha Bjerre. Napisał, że wszystko będzie dobrze, a mecz z Falubazem był pierwszym i jedynym przegranym w tym roku na Stadionie Alfreda Smoczyka. Mam nadzieję, że chłop ma rację - dodaje.

Fogo Unia była bliska wygrania ostatniego meczu wyjazdowego we Wrocławiu, który ostatecznie zremisowała. Zwycięstwo wydawało się bardzo bliskie również w niedzielnym starciu z Falubazem. Leszczyńscy żużlowcy po raz kolejny pogubili się jednak w końcówce meczu. - Z tego co pamiętam, mieliśmy bardzo podobną sytuację w ubiegłorocznym meczu u siebie z Falubazem - wspomina Ireneusz Igielski.

Niedzielny mecz z Falubazem przyciągnął na trybuny leszczyńskiego stadionu około 13 tysięcy widzów. - Wydaje mi się, że frekwencja to jedyny pozytyw z tego meczu. Widowisko też mieliśmy ciekawe - mówi Ireneusz Igielski. - Szkoda tylko, że nie daliśmy kibicom okazji do cieszenia się ze zwycięstwa.

Fogo Unia nie składa broni i zamierza nadal walczyć o awans do fazy playoff. - Nasza sytuacja niewątpliwie się skomplikowała - uważa Ireneusz Igielski. - Przed nami podwójnie ciężkie zadanie. Musimy teraz szukać dodatkowych punktów na wyjeździe. Doskonale zdajemy sobie sprawę ze tego, że w tym roku wszystkie drużyny są mocne u siebie. Potrafimy wygrywać na obcych torach, ale mimo to bardzo żałuję porażki z Falubazem u siebie. Zwycięstwa na swoim torze to podstawa sukcesu.