Żużel: Wiadomości
Krzysztof Kasprzak:
Jarkowi należą się brawa
(Fot. Jarek Pabijan)
Finał DPŚ był w tym roku horrorem, ale chyba najważniejsze, że wszystko zakończyło się pomyślnie.
Zawody były ciężkie, ale takich się spodziewaliśmy. W biegach nominowanych uratowaliśmy wynik i wygraliśmy.
W trzeciej serii trener Cieślak posłał do boju jokera. Było to możliwe, po tym, jak przegrałeś swój wyścig. Powiedz szczerze, to było taktyczne zagranie?
Miałem najgorsze, czwarte pole startowe. Plan był taki, że jeśli nie uda się uciec Kennethowi Bjerre, to mam stanąć. Bjerre uciekł ze startu, ale ja nic nie mogłem zrobić. W ostatnim biegu też startowałem z czwartego pola, ale poszło znacznie lepiej. Przed tą nominowaną serią powiedziałem trenerowi, że chłopacy zasłużyli na lepsze pola, bo lepiej stratowali, a ja wziąłem czwarte. Na szczęście udało się pokonać Duńczyka i przywieźć 2 punkty.
Wróciłeś do kadry po roku i znowu wywalczyłeś złoto…
Tak, cieszę się z tego bardzo. Tak jakoś wypada, że co dwa lata udaje mi się ten Puchar zdobywać. Byłem w drużynie która wygrywała w 2005, 2007, 2009, 2011 i 2013 roku. Dwa dni po urodzinach zrobiłem sobie miły prezent. Nie było jednak łatwo. Pola startowe przygotowano bardzo twarde, ciężko się startowało i trudno było dopasować motocykl. Dopiero w ostatnim biegu byłem wystarczająco szybki, porównywalnie do Warda. Mogłem robić to co chciałem. We wcześniejszych biegach miałem duże problemy. Skończyło się dobrze i jesteśmy wszyscy szczęści. Przy okazji pozdrawiam wszystkich kibiców w regionie, sponsorów i dziadka Edmunda, który słucha zawsze radia i się denerwuje moimi startami.
Jaka była atmosfera w parkingu przed ostatnim wyścigiem? Było wtedy jasne, że Jarek musi przyjechać przed Duńczykiem.
Wiedzieliśmy, że ma dobre pole. Wystarczyło tylko wygrać start. Mogło się jednak zdarzyć wszystko, taśma, albo defekt, pana. Jarek pojechał jak kapitan. Należą mu się wielkie brawa. Jesteśmy dumni, wygraliśmy złoto dla Polski.
Rozmawiał: Michał Konieczny