Biegi
Wszystko boli, ale...
Oklaski dają mu siłę
(Fot. Arek Wojciechowski)
Tumko próbę bicia rekordu w biegu na bieżni elektrycznej podjął we wtorek 12 listopada. Postanowił, że nie tylko pobije rekord, który wynosi obecnie 822,31 km, ale pokona 1000 km. Ten drugi cel chyba jednak odłoży na później, bo przeogromne zmęczenie i ból mięśni, nie pozwoliły mu pokonywać dziennie takich dystansów, jakie sobie założył. - Teraz walczy o rekord. Nie da się ukryć, że jest piekielnie zmęczony. Ale on zna swój organizm, wie na co go stać. Od dawna się do tego przygotowywał i to on decyduje, jak długo biegnie, kiedy robi przerwy, my jesteśmy tylko od tego żeby mu pomagać - mówił Marcin Giernas, menadżer Fitness Klubu Sporting.
Na miejscu przez cały bieg muszą być także sędziowie. Zmieniają się średnio co 3, 4 godziny i czuwają, by wszystko było zgodne z wymogami podyktowanymi przez Komisję Guinnessa. - Zawodnik może dotykać bieżni tylko stopami. Nie może sam dokonywać zmian prędkości, a nawet sięgać po napoje. To może robić sędzia lub ratownik - mówił Dariusz Górski, sędzia lekkoatletyczny i trener Achillesa Leszno. Górski był świadkiem kryzysu Krzysztofa, ale jak mówi, przy tego typu dystansach to normalna rzecz. - Najważniejsze, że pokazał charakter i potrafił się podnieść. To jest wysiłek na pograniczu ludzkich możliwości. Trzeba doceniać ten trud. Obecny rekord i tak jest mocno wyśrubowany, mamy nadzieję, że Krzysztof go pobije - dodał Górski.
Krzysztofowi od samego początku mocno kibicuje żona Michalina z córką Julianną. - To miejsce od wtorku stało się naszym drugim domem - śmiała się druga połowa ultramaratończyka.
„Jak ludzie biją brawo, to ciarki przechodzą. Jest większa moc, jest fajnie. Dziękuję wszystkim, którzy mnie wspierają.”
Zmaganiom Krzysztofa przyglądali się klienci robiący zakupy w Galerii Leszno. - Znamy Krzysztofa, bo mąż też jest biegaczem - mówiła leszczynianka. - Zmizerniał trochę, ale on jest rozsądny i wie co robi. Trzymamy kciuki za niego. - Jesteśmy pełni podziwu i życzymy żeby pobił rekord.
- Myślę, że wielu ludzi zarazi bieganiem - mówił inny z obserwujących bieg w niedzielne popołudnie. Od czasu do czasu słychać było brawa, wielu przechodzących pozdrawiało i uśmiechało się do ultramaratończyka.
- Jak ludzie biją brawo, to ciarki przechodzą. Jest większa moc, jest fajnie - mówił nam Krzysztof w trakcie krótkiej przerwy, którą zrobił sobie po przebiegnięciu 600 km. Przyznał jednak, że czuje się średnio. - Zaczynam czuć mięśnie, zwłaszcza w łydkach i udach. Bolą mnie stopy, mam odciski, schodzą mi paznokcie. Wiem, że będzie gorzej, ale nikt nie mówił, że będzie lekko - dodał Tumko. Przyznał, że pomagają mu miłe komentarze. - Dziękuję wszystkim, którzy mnie wspierają i trzymają za mnie kciuki.
O tym, że jest ciężko wiedzą pracownicy i menadżerowie klubu. - Słyszymy jak cierpi, czasem nawet krzyczy, ale za chwilę wychodzi uśmiechnięty i biegnie dalej. To jest ogrom emocji, bólu i zmęczenia - mówiła Karolina Gołdyn, menadżerka klubu.
- Facet jest mocny - powiedział jeden z kibiców. - Życzę mu żeby pobił rekord, a po tym co już zrobił, myślę że mu się uda. Czapki z głów. (emi)
Komentarze